Sprowokowanie do brania i wyholowanie zimą dużego leszcza na pewno do prostych wędkarskich zadań nie należy. Dlatego, aby zwiększyć szansę na sukces, poprosiłem podlodowego mistrza Polski, Dariusza Jankowskiego, aby podzielił się z nami swoim doświadczeniem.
Oto jego wskazówki:
Z moich obserwacji wynika, że najlepszy moment na spotkanie z dużym leszczem zaczyna się wtedy, gdy pokrywa lodowa skuwająca wody z wolna zaczyna się topić. Czasami wypada to pod koniec lutego, czasami na początku kwietnia, ale głównie w marcu. Gdy łowimy na „ostatnim lodzie”, musimy pamiętać jednak o tym, że po mroźnej nocy w dzień temperatura powietrza może osiągnąć nawet kilkanaście stopni powyżej zera. Zdarza się, że przybrzeżne partie tafli lodowej potrafią wytopić się w miarę upływu dnia, uniemożliwiając nam opuszczenie łowiska.
O ile złowienie mniejszych okazów leszczy nie stanowi raczej większego problemu, o tyle złowienie dużej ryby jest poważnym wyzwaniem. Najlepszymi łowiskami dużych leszczy są bez wątpienia głębokie zbiorniki zaporowe. Moje ulubione łowiska, na których najczęściej wędkuję, to Jezioro Czorsztyńskie i położony w górnym biegu rzeki Dunajec Zalew Rożnowski. Czorsztyn to typowy podgórski zbiornik zaporowy. Zlokalizowany jest w wąskiej, stromej dolinie, która po spiętrzeniu wody zamieniła się w głęboką „zaporówkę”. Pływa w nich wiele gatunków pięknych ryb, w tym leszcze. Mamy dodatkowo frajdę z wędkowania wśród gór, co już samo w sobie jest niesamowitą atrakcją. Dlatego zapraszam kolegów do odwiedzenia tych łowisk.
Dla zdecydowanej większości wędkarzy podstawowym problemem na rozległej, najczęściej nieznanej, wodzie jest zlokalizowanie ryb. Okazałe leszcze zimą zawsze przebywają na znacznych głębokościach lub w najgłębszych miejscach płytszych zbiorników. Najwięcej ryb złowiłem pomiędzy 8 a 11 metrem. Uniwersalną miejscówką jest płaska podstawa stromych podwodnych stoków. Jeśli dodatkowo pokrywa ją cienka warstwa mułu, to możemy być prawie pewni wędkarskiego sukcesu.
Wśród braci wędkarskiej utarło się przekonanie, że leszcz to żarłok. Jest to oczywiście prawda, ale zimą na pewno nie jest tak łapczywy jak latem. Niemniej, polując na leszcze, nie waham się wrzucić do przerębla 3–4 kul zanęty wielkości pomarańczy ze sporym dodatkiem jokersa (drobna ochotka zanętowa) i ochotki haczykowej. Na jedną wyprawę należy przygotować 1 kg zanęty suchej leszczowej. Zanętę mieszam z ziemią bełchatowską i gliną wiążącą w stosunku 1:1. Dodatek ziemi zapewnia odpowiednią prezentację robactwa i zanęty na dnie. Z kolei glina dociąża i klei kule, aby szybko i w całości docierały do dna. Przed uformowaniem kul do nawilżonej mieszanki zanętowej trafia robactwo. Na cztery litry mieszanki stosuję około 300 g jokersa oraz 50 g ochotki haczykowej. Uważam, że lepiej na początku więcej podsypać, niż często donęcać małymi kulkami zanęty. Można prowokować leszcza do zainteresowania się przynętą dwoma podstawowymi sposobami. Pierwszym jest subtelna gra mormyszką tuż nad dnem, nie wyżej niż 3–5 cm, lub łowić na tzw. leniucha, czyli z przynętą spoczywającą na dnie. Subtelna prowokacja polega na wolnym, jednostajnym podciąganiu i opuszczaniu przynęty. W trakcie tych ruchów, co 1–2 sekundy, wprawiamy mormyszkę w ruch drgający nieznacznymi wahnięciami kiwaka. Natomiast łowiąc na „leniucha”, stosujemy dużą mormyszkę o średnicy 3,5–4 mm, którą kładziemy na dnie. Do tego celu najlepsze są tzw. denki, które mają wlutowany haczyk pod kątem 45 stopni w stosunku do osi mormyszki. Zostały one wielokrotnie przetestowane w zeszłym roku i w tym roku trafiły do sprzedaży. Najskuteczniejsze – moim zdaniem – kształty i kolory mormyszek pokazałem na zdjęciach.
Dzięki zmianie lutu haka, przynęta układa się na dnie. Mój pomysł sprawdził się na 5!
Hity fluo
Dodam jeszcze, że do „leniuchowej” metody używa się dłuższych kiwaków niż podczas wabienia drganiami. Na haczyk zakładamy 5–6 ochotek, kładziemy delikatnie mormyszkę na dnie zbiornika, a następnie żyłkę napinamy tak, aby przygięła kiwak. Branie najczęściej (75%) sygnalizowane jest wyprostowaniem kiwaka. Gdy długo nie ma brań, można poeksperymentować, podnosząc przynętę nad dno, nawet do 1,5 m, i spróbować łowienia z opadu. Bywa, że leszcze zachęcone unoszącą się nad dnem zanętą żerują w toni. Podczas takiego łowienia można spodziewać się ciekawego przyłowu w postaci okazałego okonia. Właśnie przy dużych „łopatach” najczęściej przebywają spore okonie. W trakcie holowania dużego leszcza możemy spodziewać się z jego strony różnych przykrych niespodzianek. Najważniejsze jest, aby jak najszybciej oderwać go od dna, ponieważ ryba trzymana w jego pobliżu potrafi wypłoszyć resztę stada, zaczepić o podwodną przeszkodę lub też o coś przetrzeć cienką żyłkę. W miarę intensywny, ale z wyczuciem hol umożliwi elastyczna, miękka wędka. Wielu wędkarzy preferuje ich dłuższe, nawet półmetrowe wersje, które pozwalają lepiej kontrolować hol. Nawet gdy wyprowadzimy rybę wysoko nad dno, nie oznacza to jeszcze naszego zwycięstwa, bo leszcze potrafią być nieprzewidywalne. Szybkie odjazdy mogą skończyć się pęknięciem cienkiej żyłki. Dlatego zalecam hol na stojąco, gdyż taka pozycja pomaga określić zachowanie leszcza i sprawniej manewrować wędką.
Cały czas powinniśmy być skupieni. Powierzchnia lodu wokół otworu powinna być przed wędkowaniem bardzo starannie wyczyszczona z jego odprysków powstałych w trakcie wiercenia przerębla. Gdy żyłka natrafi na taki okruch podczas holu, nie wróży to wędkarzowi nic dobrego. Mam nadzieję, że zima w tym roku dopisze i w marcu połowimy dorodne leszcze, czego sobie i wszystkim kolegom serdecznie życzę. Z wędkarskim pozdrowieniem Dariusz Jankowski.
Ach te jazgarze!
Kiedy w łowisku, zamiast oczekiwanych leszczy, pojawią się jazgarze, wędkarze najczęściej opuszczają taką miejscówkę. Nie wolno tak szybko rezygnować! Jest jakaś dziwna zależność pomiędzy tymi dwoma gatunkami. Wielokrotnie przekonałem się, że po jazgarzach wkrótce nadpływały leszcze.